Newsweek: Zjednoczona opozycja chce wziąć Senat. PiS ma już pomysł, jak ją zatrzymać

Newsweek: Zjednoczona opozycja chce wziąć Senat. PiS ma już pomysł, jak ją zatrzymać

Wszystko wskazuje na to, że opozycja wystawi wspólnych kandydatów w wyborach do Senatu. To może znacznie utrudnić PiS-owi zwycięstwo w jesiennych wyborach do tej izby, a w związku z tym przejęcie pełni władzy w ewentualnej drugiej kadencji. Dlatego na Nowogrodzkiej powstał plan, jak nie obronić Senat. PiS chce wykorzystać samorządowców do rozbicia opozycji, obiecując im wsparcie z rządowej kasy. 

PiS niesiony sukcesem w eurowyborach przyśpiesza. Wybory do Sejmu mają odbyć się w najwcześniejszym możliwym terminie, czyli 13 października, donosi „Fakt”. Rekonstrukcja rządu, która odbędzie się na dniach, nada nową polityczną dynamikę. Nowe twarze PiS-u w gabinecie staną się drużyną na wybory i obietnicą nowej polityki.

Tymczasem opozycja szuka formuły, w jakiej mogłaby stawić czoła PiS. Jednym budzących najmniejsze kontrowersje pomysłów jest wspólny start do Senatu. – Tym razem walka o mandaty do obu izb będzie wyrównana i twarda – mówi nam Tomasz Siemoniak. Jednak PiS, jak ustalił „Newsweek”, ma już pomysł, jak wygrać z opozycją wybory do Senatu.

Operacja Senat

Wiele opozycyjnych środowisk postuluje „odpartyjnienie Senatu” i wspólny start całej opozycji od Partii Razem, przez Wiosnę, Zielonych i SLD do PO, Nowoczesną i PSL. Obywatele RP w niedzielę organizują nawet specjalny kongres w tej sprawie, na którym przedstawią pomysł „Obywatelskiego Senatu”. – Zdajemy sobie sprawę z tego, że wybory na jesieni mogą zostać wygrane o włos przez jedną albo drugą stronę, a wtedy Senat będzie krytycznym miejscem dla legislacji i obrony praworządności – mówi „Newsweekowi” Siemoniak, wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej, która najsilniej dąży do utworzenia szerokiego bloku opozycji.

Co ciekawe, nawet politycy Wiosny, którzy wciąż z niechęcią reagują na dołączenie do wielkiej koalicji, z sympatią patrzą na taki scenariusz. – Pomysł na wystawienie jednej listy opozycji do Senatu uważamy za interesujący. Listy senackie to platforma, o której można rozmawiać – powiedział Onetowi Krzysztof Śmiszek. – Konkretnych rozmów jeszcze nie ma, ale rokowania są bardzo dobre. Taki pomysł jest w interesie wszystkich – mówi nam Siemoniak.

W Izbie wyższej polskiego parlamentu zasiada stu senatorów. Każdy z nich wybierany jest w jednomandatowym okręgu wyborczym, czyli wygrywa ten kandydat, który uzyska najwięcej głosów. Wspólny kandydat opozycji miałby stanąć naprzeciwko kandydatowi PiS. Biorąc pod uwagę dotychczasowe wybory do Senatu można śmiało stwierdzić, że żadna partia nie ma szansy w zderzeniu z koalicją. Opozycja liczy, że tak będzie i tym razem, a wspólny kandydat PO, PSL, Nowoczesnej, SLD, Wiosny i Partii Razem dostanie więcej głosów niż kandydat PiS.

Problem jednak w tym, że opozycja zakłada, że kandydatów będzie tylko dwóch: PiS-owski i opozycyjny. Tymczasem partia rządząca pracuje właśnie nad planem, żeby do tego wyścigu wszedł ten trzeci, który podzieli głosy opozycji i w ten sposób zapewni zwycięstwo kandydatowi PiS.

Plan PiS

– Wystarczy, że w każdym okręgu namówimy do startu jednego popularnego samorządowca, wtedy głosy się rozłożą, i wygra ten, kto uzyska najwięcej głosów, bez konieczności przebicia progu 50 proc. – mówi „Newsweekowi” poseł PiS, który już szykuje się na wybory parlamentarne. W związku z tym, że elektorat PiS-u jest zwarty jak wojsko, na wejściu do wyścigu trzeciego kandydata straci najwięcej opozycja. Taki jest plan PiS-u, który powstaje na Nowogrodzkiej.

– Niech namawiają! Sądzę, że wyborcy są mądrzy. Nie wydaje mi się, żeby taki manewr był skuteczny. Myślę, że nie znajdą się osoby, które będą chciały uczestniczyć w takiej grze. To będą wybory między kandydatami opozycji demokratycznej a kandydatem PiS-u – mówi nam Tomasz Siemoniak.

PiS jednak planuje obiecać samorządowcom, którzy zdecydowaliby się na start do Senatu, i tym osłabienie opozycji, finansowe wsparcie rządu na inwestycje w ich gminie lub mieście. Podobnego zabiegu dokonali przed wyborami samorządowymi, kiedy minister inwestycji i rozwoju, Jerzy Kwieciński, jawnie wspierał kandydatów PiS, dając do zrozumienia, że jeśli wyborcy postawią krzyżyk przy ich nazwisku, rząd dosypie pieniędzy.

Poza tym strategia PiS na rozbicie opozycji przypomina model węgierski. – W każdych wyborach pojawia się kilka partii krzaków. Niski próg dotacji wprowadzony przez Victora Orbana zachęca do startu w wyborach nowe podmioty, które odbierają głosy opozycji. Fidesz dominuje na prawicy, więc nie musi się niczego obawiać – mówi „Newsweekowi” Wojciech Przybylski, redaktor naczelny magazynu „Visegrad Insight”.

– Wszystkiego, co złe, można się spodziewać po politykach PiS-u. Pamiętamy przeciąganie radnych na swoją stronę, jak np. na Śląsku. Myślę jednak, że możliwości PiS-u są ograniczone, ponieważ mają niewielu rozpoznawalnych samorządowców. Jedyną ich receptą może być wystawienie mocnych kandydatów do Senatu – uważa wiceprzewodniczący PO. – Samorządowcy doskonale się znają. Okręgi senackie nie są duże, są mniejsze od okręgów wyborczych do Sejmu. W związku z tym myślę, że nikt nie będzie chciał uczestniczyć w rozbijaniu opozycji – dodaje Tomasz Siemoniak.

W PiS-ie przeważa jednak inny pogląd. Politycy na Nowogrodzkiej uważają, że po wygranych eurowyborach łatwiej im będzie skłonić do współpracy samorządowców, kojarzonych bardziej z opozycją. – Widzą, jaka jest dynamika, zaczną w końcu się z nami układać – mówi nam poseł PiS.

Czas na przywództwo

Jeśli wybory parlamentarne faktycznie odbędą się w najbliższym możliwym terminie, czyli 13 października, to zostało do nich cztery i pół miesiąca, 135 dni. Jeśli opozycja chce stawić czoła PiS-owi, musi bardzo szybko podjąć decyzję o formule, w jakiej startuje, wybrać kandydatów i rozpocząć dynamiczną kampanię.

Tymczasem Platforma Obywatelska zamówiła badania i czeka na socjologiczne analizy porażki Koalicji Europejskiej. Podczas gdy opozycja analizuje, Zjednoczona Prawica rozpoczyna kampanię.